Czterdzieści metrów samotności

         Tak mnie naszło, żeby napisać coś w nowej dla mnie konwencji.
        No i napisałam, używając niestosowanego dotąd przeze mnie czasu i osoby. Wyszło jak wyszło…

     

Przez dochodzący z łazienki szum wody przebija się kobiecy śpiew. To ona. Ma piękny głos i lubi, gdy inni jej słuchają igdy jąchwalą. Masz ochotępobiec i powiedzieć, jak bardzo podoba ci sięta piosenka, lecz jeden rzut oka na zachmurzonątwarz mężczyzny powoduje, że kulisz ramiona, chcąc w ten sposób staćsięmniejszą, może nawet niewidzialną. Wiesz, że on cięnie lubi, że przeszkadza mu twoje istnienie.

      Odrywasz wzrok od ekranu, widząc, że wyszła z łazienki. Obserwujesz jąspod zmrużonych powiek, przeczuwając, co zaraz nastąpi. Nie na darmo ubrała nowąbluzkęz cekinami i dużym dekoltem. Króciutka spódniczka podkreśla pięknąfiguręi zgrabne nogi obute w czarne czółenka na wysokich obcasach.

On równieżpatrzy na kobietę, lecz w jego wzroku nie ma zachwytu, tylko irytacja.

    – Dosyćjużtego marudzenia! – warczy. – Pospiesz się, klient nie będzie czekaćw nieskończoność.

     Jej uśmiech mógłby zmiękczyćskałę, ale nie tego zagniewanego mężczyzny o złym spojrzeniu i zaciętej twarzy.

    – Nie ma innego sposobu? Koniecznie muszęrozkładaćsięprzed tym facetem?

     – Wiesz dobrze, że nie mamy pieniędzy. Jak chcesz nakarmićdzieciaka i zapłacićczynsz? Chyba nie myślisz, że ja będęzapierdzielaćna budowie, żebyśty mogła leżećdo góry dupą?!

     Ze złościąszarpie kobietęza rękę, ciągnąc w stronędrzwi. Zamykasz oczy, by tego nie widzieć. Chciałabyśmóc zamknąćrównieżuszy, by nie docierałdo ciebie jego podniesiony, szczekliwy głos. Słyszysz stukot obcasów. Zbliża się, zamiast oddalać. Otwierasz oczy i widzisz jątużobok. Pochyla sięnad tobą, szepcząc do ucha:

     – Przykro mi, kochanie. Naprawdęmuszęiść, ale nawet sięnie obejrzysz, a jużbędęz powrotem. Za to jutro pójdziemy do parku…

     Na zniecierpliwione syknięcie urywa gwałtownie i jużnie zwraca na ciebie uwagi. Idzie za nim, ta piękna, mocno umalowana pani, której w gruncie rzeczy wcale nie znasz, mimo że jest całym twoim światem.

     Drzwi zamykająsięza nimi, słyszysz szczęk klucza obracającego sięw zamku. Wzruszasz ramionami. Przecieżtak naprawdęnie wierzyłaś, gdy przyrzekała, że jużnigdy nie zostawi cięsamej. Masz niecałe sześćlat, lecz zdolności rozpoznawania kłamstw mógłby ci pozazdrościćniejeden dorosły. Tyle ich słyszałaśw swoim króciutkim życiu, że kilka więcej nie robi żadnej różnicy.

     Ponownie wbijasz wzrok w maleńki ekran telewizora, z uwagąśledząc losy bohaterów. Nie przeszkadza ci czarno-biały obraz, skąd mogłabyświedzieć, że film jest kolorowy? Nigdy dotąd nie miałyście telewizora. Kupiła go dzisiaj. A może ukradła? Najważniejsze, że go przyniosła, a potem on, ten pan, który ostatnio tak często do niej przychodzi, jakimśsposobem sprawił, że stara, zniszczona skrzynka zaczęła działać.

     Mijająminuty. Bajka jużsięskończyła, a ty jesteśgłodna. Idziesz do kuchni, niewiele większej od toalety w przychodni. Mieszkanie ma zaledwie czterdzieści metrów, lecz blisko połowę powierzchni zajmuje pomieszczenie, do którego nie macie prawa wstępu. Gospodarz trzyma tam swoje rzeczy i za każdą bytnością pilnuje, czy aby, wychodząc, zamknął drzwi na klucz. Wasz jedyny pokój jest niewielki, mieści sięw nim szafa, komoda i dośćduże łóżko, w którym sypiacie razem, bo drugiego nie byłoby gdzie wstawić. W kuchni stoi kilka szafek i wciśnięty w kąt wąski stolik. Gdy wysuwacie go na środek, żeby usiąśćdo obiadu, blokuje przejście do kuchenki gazowej. Ona zawsze sięz tego śmieje, mówiąc, że dzięki temu jest szczupła, że gdyby przytyła, mogłaby sięzaklinowaći na zawsze zostaćuwięzionąmiędzy stołem a kuchenką.

     Zaglądasz do lodówki i krzywisz się, widząc, jak niewielki masz wybór. Dotykasz lepkiej kiełbasy, ze wstrętem cofasz dłońi wycierasz jąw nogawkędżinsów, potem decydujesz sięna żółty ser. Wygląda apetycznie. Zabierasz trzy plasterki i wraz z niedojedzonąrano kromkąchleba zanosisz do taboretu, który w waszym pokoiku pełni funkcjęstolika okolicznościowego. Patrząc na niezrozumiałe sceny na ekranie, zjadasz swojąkolację, popijając colączerstwe pieczywo.

     Pan i pani najpierw siękłócą, potem całują, wreszcie zaczynająsięrozbierać.

     – Będąrobićseks – mruczysz sennie i przymykasz oczy.

     Gdy on do niej przychodzi, musisz spaćw kuchni na materacu i nie wolno ci ich podglądać. Kiedyśnie wytrzymałaś, cichutko wślizgnęłaśsiędo pokoju i obserwowałaś, dopóki cięnie zauważyli. Biła cięwtedy tak mocno, że ażmusiałjąociągnąć, ale dzięki temu wiesz, jak to jest, gdy ludzie robiąseks.

     Budzi ciędziwny szum. To telewizor tak szumi, a ekran migocze białymi punkcikami. Jest ci zimno, bo zasnęłaśna kołdrze. Drażni cięmigoczący i szumiący odbiornik, lecz nie wiesz, jak go wyłączyć, więc naciągasz kołdręna głowęi znów zapadasz w sen.

     Po przebudzeniu sprawdzasz, czy wróciła. Nie ma jej. Wcale sięnie boisz, bo to nie pierwszy raz. Przez chwilępatrzysz na paniąz telewizora, ale po chwili nudzi cięprogram, którego nie rozumiesz. Wyciągasz spod łóżka książkęi zaczynasz czytać. Czytałaśjąjużwiele razy, lecz nie masz innej, a wymyślony dawno temu świat nieodmiennie cięfascynuje. Ponownie przeżywasz radości i smutki Sary Crewe, wyobrażając sobie, że jesteśnią. Chciałbyśbyćnią.

     Nikt nie wie, że masz tęksiążkę. Nikt sięnawet nie domyśla, że umiesz czytaći pisać. Liczyćteżjuż umiesz, na razie do dziesięciu. Sama nie wiesz, jakim sposobem posiadłaś te umiejętności, lecz nie chcesz, żeby ktośsięo tym wszystkim dowiedział. Żeby ona siędowiedziała. Boisz się, że znowu będzie ciębić, jak wtedy, gdy przeczytałaśjej wierszyk o słowiku. Myślałaś, że sięucieszy.

     – Nie cygań, smarkulo! – syczała, a jej ślicznątwarz wykrzywiłgrymas odrazy. – Na pewno nauczyłaśsięna pamięćtego pieprzonego wierszyka i myślisz, że dam sobie wcisnąćciemnotę. Jesteśza mała na czytanie.

     – Wcale nie cyganię. Ja naprawdęumiem go przeczytać! – Próbowałaśsiębronić, lecz ona nie słuchała. – Nauczyłam się, kiedy ty mi go czytałaś.

     – Zamknij się! Zamknij tęparszywągębę! Nikt normalny sam sięnie nauczy czytać. Słyszysz? Nikt! Oszukujesz!

     Szarpała cięza ramięw takt swoim słowom. Niebacznie pokręciłaśgłową, chcąc zaprzeczyć, a wtedy zaczęła ciębić. Po twarzy, głowie, ramionach. Nie przestała nawet wtedy, gdy upadłaś. Bolało tak bardzo, że nawet nie zauważyłaś, kiedy usiadła obok, dopiero jej płacz, wtórujący twojemu, wyrwałcięz odrętwienia.

     – Ja jużnie będę! – Szlochałaś żałośnie, tuląc siędo niej. – Naprawdę! Ja nie wiedziałam, że to brzydko tak robić.

     – Nie płacz, dziecinko. – Objęła cięramieniem, całując w zaczerwieniony, podbiegający opuchliznąpoliczek. – Jużdobrze. Obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz kłamaćo czytaniu, bo ludzie pomyślą, że cośjest z tobąnie tak. Nie chcę, żeby mówili o tobie, że jesteśkłamczuchą. Za miesiąc pójdziesz do zerówki, tam nauczysz sięczytać. Jesteśmądrądziewczynkąi na pewno będziesz siędobrze uczyć.

     Potem kupiła ci książeczki do kolorowania i znowu było dobrze. Zapamiętałaśtęlekcjęi od tamtej pory zawsze udawałaś, że tylko oglądasz obrazki, a potem prosiłaś, żeby ci poczytała.

     Kiedyśpani doktor z przychodni powiedziała do pielęgniarki, że jesteśnieprzeciętnie zdolna. Nie wiedziałaś, co to oznacza, a gdy ci wytłumaczyła, błagałaś, szlochając rozpaczliwie, żeby nikomu o tym nie mówiła. Żeby nie powiedziała jej. Obiecała, że będzie milczeć. Nie uwierzyłaśjej i przez następne dni bałaśsiętak, że ażwymiotowałaśze strachu, lecz ku twojemu zdziwieniu pani doktor dotrzymała obietnicy.

     Książkęo Sarze Crewe znalazłaśna śmietniku, gdy poszłaśopróżnićkubeł. Nie ma okładki i trzech pierwszych kartek, ale i tak jączytasz, gdy jesteśsama. Marzysz o tym, że kiedyśdowiesz się, jaki nosi tytuł.

     Znowu jesteśgłodna. Dojadasz ser, tym razem bez chleba. Kiełbasęwyrzucasz do kosza, śmierdzi. Cola jużsięskończyła. Popijasz ser wodąz kranu i wracasz na łóżko, do swojej księżniczki i wyobrażasz sobie, że twoja mama zaginęła jak jej tatuś. Niedługo sięodnajdzie. Wróci, a wtedy pójdziecie do parku karmićwiewiórki. Tylko wy dwie, bez niego. Z nim nie byłoby przyjemnie, bo ciągle by sięzłościłi niecierpliwił.

     Marzysz, żeby sobie poszedłi nigdy jużnie wrócił. Nie chcesz, by z wami mieszkał, by na ciebie krzyczał. Nie chcesz, żeby jąbił.

     Godziny mijają. Doczytałaśjużksiążkę, teraz zabierasz siędo rysowania. Szkoda, że zapomniała o naostrzeniu brązowej kredki. Zastanawiasz się, jakim kolorem narysowaćpieńdrzewa. Decydujesz sięna czerwony, potem leciutko muskasz pieńczarnąkredkąi śmiejesz sięz zachwytu, widząc, że uzyskany w ten sposób kolor bardzo przypomina brąz.

     Nadal nie wróciła. Przysuwasz taboret do okna, wspinasz sięna niego i spoglądasz przez szybę. Chcesz zobaczyć, czy ona nie nadchodzi, lecz jest jużzmierzch, a koło domu nie ma latarni i nie jesteśw stanie niczego dojrzeć. Odchodzisz od okna ze skulonymi ramionami. Tęsknisz.

     Bajka nie jest taka ładna jak wczoraj, lecz i tak jąoglądasz. Potem wsuwasz siępod kołdręi zamykasz oczy. Jesteśgłodna, a w lodówce została tylko konserwa, której nie potrafisz otworzyć. I chleb w reklamówce, ale nie umiesz go pokroić. Chcesz spać, żeby nie czućssania w żołądku. Chcesz spać, żeby nie tęsknić.

     Budzisz sięgłodna i spragniona. Biegniesz do kuchni i łapczywie pijesz wodęz kranu, potem wyciągasz chleb z reklamówki. Sięgasz po nóżi przez chwilęusiłujesz sobie przypomnieć, jak ona to robiła. Boisz sięwielkiego ostrza, przed którym tyle razy cięostrzegała.

     – Nie dotykaj – mówiła – bo sięskaleczysz i będzie ci leciała krew.

     Odkładasz nóżi zębami szarpiesz skórkę, usiłując dostaćsiędo miąższu. Obgryzasz chleb, chichocząc, bo wyobraziłaśsobie jej minę, gdy zobaczy twoje dzieło. Pewnie powie:

     – Ojej, co mu sięstało? Czemu jest taki łysy?

     Dławisz sięstarym pieczywem i znów podstawiasz kubek pod kran. Wolałabyściepłąherbatę, lecz nie wolno ci włączaćkuchenki gazowej. To niebezpieczne.

     Wracasz na łóżko i oglądasz telewizję. Niewiele z tego rozumiesz. Jacyśpanowie kłócąsię, krzycząi machająrękami. Wyglądajątak pociesznie, że śmiejesz sięgłośno, żałując, że ona nie śmieje sięrazem z tobą.

     Potem stoisz na taborecie przy oknie i spoglądasz na ulicę. Nie chcesz przegapićjej powrotu. Po pewnym czasie zaczynająciębolećnogi. Klękasz na taborecie, opierasz łokcie o parapet i tak trwasz, ażwreszcie, pokonana, powłócząc zdrętwiałymi nogami, znów kładziesz siędo łóżka. Nie masz ochoty czytaćo mglistym Londynie. Bezmyślnie wpatrujesz sięw ekran, zastanawiając się, czy ona dzisiaj wróci. Powieki opadają, lecz uparcie walczysz ze snem. Chcesz byćprzytomna, gdy stanie w drzwiach.

     Jednak zasnęłaś. Gdy siębudzisz, za oknami jest jużciemno.

    Obgryzłaśchleb do reszty. Pozbawiony skórki przywodzi ci na myśl oskubanego kurczaka i, chichocząc, odrywasz spory kawałek. Dojadasz go przed ekranem, bo właśnie zaczęła siębajka. Przypominasz sobie jej słowa, że będziecie razem oglądaćtelewizję. Walczysz z dławiącym ciępłaczem, lecz łzy płynąsame, nieposłuszne i uparte. Wtulasz buzięw poduszkę, nie chcesz, żeby sąsiedzi posłyszeli twój płacz, bo wtedy będzie krzyczała. Zmęczona łkaniem, znów zasypiasz.

     Budzi cięczyjśgłos. Zrywasz sięz łóżka. Jesteśtaka pewna, że wróciła, tak bardzo pewna! Ale to tylko pani z telewizora cośmówi. Nienawidzisz jej za to, że nie jest nią.

     Czujesz siębrudna, jużtyle czasu sięnie myłaśi nie przebierałaś. Wyciągasz ze starej komody czyste majtki, przystawiasz taboret do szafy, by móc dosięgnąćdo półki z ubraniami.

     W łazience rozbierasz sięi po chwili drżysz z zimna pod strugami lodowatej wody. Bojler jest wyłączony, by niepotrzebnie nie pobierałprądu, a ty nie potrafisz go uruchomić. Po kąpieli, mimo przenikającego na wskrośchłodu czujesz sięlepiej. Cieszysz sięna myśl o jej pochwałach, gdy dowie się, że tak dobrze potrafisz o siebie zadbać.

     Na chlebie pojawiła siępleśń. Ma gorzki, obrzydliwy smak, więc zdrapujesz jąłyżeczką. Gdy zaspokoiłaśgłód, niewiele jużzostało z całego jeszcze niedawno bochenka. Nie przejmujesz siętym, przecieżdzisiaj na pewno wróci!

     Po wypiciu dwóch kubków wody znowu drżysz z zimna. Zagrzebujesz sięw kołdrę, wyobrażając sobie, że jesteśnieszczęśliwąSarąCrewe, drepczącąw dziurawych bucikach po zabłoconych ulicach Londynu.

     – Jestem księżniczką, a księżniczki nie płaczą– powtarzasz jej słowa w poduszkę. Mimo tych słów po chwili poszewka jest mokra od łez.

     Z płytkiej drzemki wyrywa ciękobiecy głos. Wyskakujesz spod kołdry i po chwili siadasz ciężko, jak stara, zmęczona kobieta. To tylko sąsiadka przemawiała do swojego jamnika, to nie ona!

     Dziwi cię, że jest jużciemno. Nigdy tyle nie spałaś, nie jesteśprzecieżdzidziusiem. I dlaczego jest tak zimno? Wkładasz kurtkę, zaciągasz zamek wysoko pod szyjęi idziesz do kuchni. W ustach czujesz niesmak, boli cięgardło. Woda gasi pragnienie, lecz przez niączujesz jeszcze większy chłód. Każdy krok sprawia ci ból. Pojękując, sięgasz po reklamówkęi widzisz, że żałosna resztka chleba cała jest pokryta pleśnią. Mimo to próbujesz go jeść, zbyt jesteśgłodna, by wybrzydzać, lecz próba przełknięcia pierwszego kęsa wywołuje wymioty. Wyrzucasz chleb do kosza. Płaczesz.

     Po kilku godzinach skręca cięz głodu. Wyjmujesz konserwęz lodówki, podważasz łyżeczkąuchwyt wieczka i zaczynasz ciągnąć. Odgięło sięleciutko, na tyle dużo, byśmogła poczućcudowny zapach mięsa, lecz zbyt mało, byśmogła siędo niego dostać. Próbujesz ponownie, mocno zaciskając małe paluszki na uchwycie. Szarpiesz niecierpliwie, widząc coraz mocniej odchylające sięwieczko i nagle puszka wyślizguje sięz rąk, zahaczając o dłoń.

     Krzyczysz z bólu i szoku, patrząc na krew spływającąna podłogęi wpółotwartąkonserwę. Nie masz odwagi sprawdzić, jak mocno sięzraniłaś. Owijasz dłońścierkądo naczyńi wracasz do pokoju, przed telewizor, bo właśnie zaczęła siębajka. Jest ci tak zimno, że dodatkowo naciągasz kaptur na głowę, a gdy na ekranie pokazująsięnapisy, zwijasz sięw kłębek pod kołdrąi zasypiasz niespokojnym snem, przerywanym co chwilęjękiem bólu, gdy urażasz sięw zranionądłoń.

     Rano zastanawiasz się, jak długo jużjesteśsama. Usiłujesz to obliczyćilościąoglądanych bajek, ale nie jesteśpewna, czy było to cztery, czy pięćrazy. Nie masz ochoty wychodzićz łóżka, lecz męczy ciępragnienie. Drepczesz do kuchni, dziwiąc się, dlaczego twoje nogi sątak słabe, że musisz przytrzymywaćsięściany, żeby nie upaść. Nalewasz wodędo kubka, a po namyśle zdejmujesz z kuchenki czajnik i podstawiasz pod kran. Dzięki temu będziesz mogła napełnićkubek bez konieczności wychodzenia z łóżka. Z trudem udaje ci sięzanieśćczajnik do pokoju, jest zbyt ciężki dla twojej małej ręki, mimo że napełniłaśgo tylko w połowie. Niezdarnie przytrzymujesz go drugąręką, tą, która owinięta zakrwawionąścierkąnieustannie pulsuje tępym bólem.

     Ustawiasz kubek i czajnik na taborecie ustawionym koło łóżka i ściągasz kurtkę. Jużnie czujesz zimna. Jest ci gorąco, tak bardzo, że strumyczki potu spływająci po plecach, a mokra bluzka lepi siędo ciała. To obrzydliwe!

     Zestawiasz na podłogękubek i czajnik, przenosisz taboret ku szafie, wspinasz się, by dosięgnąćubrań. Udało się! Wyszarpujesz bluzkę, opuszczasz rękęi wtem nagły zawrót głowy sprawia, że tracisz równowagę. Przy niezdarnej próbie uchwycenia sięczegośuderzasz głowąo kant szafy, gdy padasz na podłogę, słyszysz dziwny trzask, jakby pękała gałązka. Chcesz siępodnieśći wtedy zauważasz, że twoja ręka jest wygięta pod nieprawdopodobnym kątem. Dopiero wtedy przychodzi ból, potworny i niewyobrażalny. Mdlejesz.

     Znowu jest zimno. Wiesz, że powinnaśpołożyćsiędo łóżka, lecz nie masz siły wstać, możesz jedynie sięczołgać, ignorując ból ręki i głowy. Twoja bluzka jest poplamiona krwią, bo róg szafy przeciąłskóręna skroni i boisz się, że ona będzie krzyczeć, kiedy to zobaczy.

     Doczołgałaśsiędo łóżka. Próbujesz sięna nie wdrapać, jednak nie masz dośćsił, by wystarczyła do tego jedna ręka, w dodatku rana od puszki znowu zaczęła krwawić. Druga ręka zwisa bezwładnie, każdy ruch wywołuje falębólu. Bezradnie zwijasz sięw kłębek pod ściągniętąz łóżka kołdrą.

     Zasypiasz, budzisz się, zasypiasz. Tak bardzo męczy ciępragnienie, że ażciężko ci oddychać. Próbujesz dosięgnąćczajnika, stoi bliżej niżkubek i jesteśpewna, że sięuda. Prawie jużczujesz smak chłodnej wody w ustach. Trącasz go dłonią, a potem z rozpacząpatrzysz, jak sięprzewraca, zahaczając o kubek, a upragniony płyn wycieka z obu naczyńi wsiąka w wykładzinę. Czołgasz sięku kałuży i zlizujesz wilgoć, spluwając przez zęby paprochami.

    I znów na zmianęzasypiasz i budzisz się, zagubiona w tym dziwnym czasie jawo-snu, zobojętniała na wszystko. Nie czujesz jużbólu i pragnienia, nie czujesz tęsknoty. Nie czujesz nic.

     Odwiedza cięSara Crewe i głaszcząc po brudnych, zlepionych potem włosach, szepce słowa otuchy. Nie chcesz tego słuchać, bo co ona może wiedziećo prawdziwym życiu? Jest tylko wymyślonąpostaciąjak jej lalka Emilka. Miejsce Sary zajmujązwierzątka z ostatniej bajki, uśmiechnięte i rozszczebiotane, zapraszające do wspólnej zabawy. Irytuje cięich beztroska, drażniąwesołe igraszki. Krzyczysz, by odeszły, a gdy nie reagują, grozisz im pięścią, wywołując tym ruchem falębólu.

     Otwierasz oczy, zdziwiona, że pokój wiruje, jakbyśsiedziała na karuzeli, a wszystko jest tak zamazane jak wówczas, gdy dla zabawy naciągnęłaśna głowęfoliowątorbę. Przymykasz powieki, a kiedy ponownie je otwierasz, widzisz ją. Pochyla sięnad tobąi bierze w ramiona. Wdychasz zapach jej perfum i tym razem nie przeszkadza ci, że jest odrobinęzbyt mocny. Z cichym westchnieniem wtulasz sięw nią, zapominając o strachu i samotności. Tak bardzo jąkochasz.

     – Wiedziałam, że wrócisz, mamo. Przecieżobiecałaś

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Scathach

    Ach, więc to Twoje opowiadanie? Pozdrawia osoba, która przyznała mu kałamarz (pewnie jeden z kilku, wnioskując po jakości) na pewnym portalu. I anonimowość szlag trafił.
    ~ Scatty

  2. Hanna Greń

    Dziękuję za kałamarz. A anonimowość szlag trafił także w drugą stronę, miałam bowiem zaszczyt oceniać (i przyznać mu kałamarz) opowiadanie noszące tytuł "Cud".
    Oceniając, wiedziałam, kto jest jego autorką, lecz "konflikt interesów" nie wystąpił. Jest zbyt dobre, by dało się je ocenić inaczej.

  3. Niesamowite. Nie myślałaś, żeby napisać coś dłuższego niż opowiadanie? Masz do tego perspektywy. Na moim blogu w zakładce MOJE ARTYKUŁY znajdziesz przydatne porady dotyczące pisania książek. Jeśli jeszcze o tym nie pomyślałaś, to możesz sobie poczytać i może to da Ci wenę 🙂
    Powodzenia w dalszej twórczości.

    Pozdrawiam serdecznie
    http://www.nalogowy-ksiazkoholik.blogspot.com

  4. Hanna Greń

    Dziękuję.
    To był taki eksperyment – nie dość że opowiadanie, to jeszcze czas teraźniejszy i narracja w drugiej osobie, czyli kompletnie nie moja bajka. Jestem zaskoczona, że spotkało się z aprobatą. W dodatku czysto obyczajowe, a ja jestem bardziej kryminalistką.
    Co do dłuższych form – w zeszłym roku ukazał się mój debiut – kryminalno-obyczajowy Cień Sprzedawcy Snów. Nie został uznany za rewelację, ale też nie za "zła" książkę. Średnia na LC 6,8.
    W przyszłym roku ukaże się kolejna. Tytuł jeszcze nieznany, bo Replika uznała istniejący jako niemarketingowy.
    Ale już o niej wspominam, bo byłoby miło, gdybyś do niej zajrzała.
    Pozdrawiam

  5. Zakręcona

    Opowiadanie wyruszyło mnie, bardzo cieszę się, że przypadkiem trafiłam na tą stronę 🙂
    Jestem pod wrażeniem pani stylu pisania, we wcześniej odwiedzanych blogach czesto irytowal mnie nieklejacy sie styl i niedopracowanie ciekawych pomysłów. Z pewnością będę tu częściej zaglądać, oczekuję kolejnych książek, mam nadzieję niedlugo przeczytać już powstałe 🙂
    Pozdrawiam 🙂

Leave a Reply