Ostatnio niewiele mam czasu ma pisanie, ale zapewniam, że znaków powoli przybywa i jest szansa, że skończę tę powieść przed Sądem Ostatecznym.
Policjant schylił głowę, chroniąc twarz przed nowym porywem wiatru. Nie na wiele się to zdało, ostre drobiny w dalszym ciągu smagały zmarzniętą skórę, wobec czego odwrócił się twarzą w kierunku drzwi wejściowych, wystawiając plecy na pastwę żywiołu. Tak było znacznie lepiej, ale zimno i tak dawało mu się we znaki, przenikając przez cienki materiał bluzy. Zgarnął śnieg z powiek, przetarł załzawione oczy i dopiero wtedy zauważył, że skrzydło drzwiowe kołysze się lekko pod naporem wichru. Czyżby napastnik w dalszym ciągu był w środku i stąd ten brak śladów na śniegu?
Aspirant ponownie dobył broni, podszedł do drzwi i mocno pchnął nogą. Rozwarły się na całą szerokość, odsłaniając przed jego oczami pusty wiatrołap. Dalej były następne drzwi, prowadzące do przedpokoju, również pustego, przynajmniej w części widocznej z zewnątrz przez częściowo uchylone skrzydło drzwiowe. Bartek przemknął przez wiatrołap, starając się robić jak najmniej hałasu, po czym potraktował drzwi do przedpokoju podobnie jak te zewnętrzne.
W środku nie było nikogo, za to poczuł nieprzyjemny zapach i rozejrzał się, chcąc zlokalizować jego źródło. Przy tej okazji zauważył na podłodze mokre plamy pozostawione przez czyjeś obuwie, a kilka wyraźnie odciśniętych śladów wielkością wskazywało, że należały do kobiety. Przed sobą miał duży, gustownie umeblowany salon, po prawej stronie dwoje drzwi, po lewej jedne, i wilgotne tropy wiodły właśnie ku nim. Podszedłszy cichutko, ostrożnie je otwarł i aż się cofnął, gdy niedający się pomylić z niczym innym odór buchnął mu prosto w twarz.
Bartek powoli przymknął drzwi i wyszedł z domu, a sięgając po telefon, przeklinał w duchu swoją niewczesną ciekawość, każącą sprawdzić, skąd wzięły się ślady na śniegu. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że być może dzięki tej ciekawości Estera Sytniewska będzie żyć i humor znacznie mu się poprawił.