Łzy smoka – część II

     Chodź ze mną – nakazał dziewczynie. – Pośpiesz się, robota na mnie czeka!

      Potem przypomniał sobie o jej kontuzji, zaklął pod nosem, schylił się i wziął ją na ręce. Nie próbowała się bronić, ale też nie pomagała. Po prostu leżała w jego ramionach jak kłoda, toteż zanim doszedł do kępy gęstych zarośli, zdążył znów się spocić.

      Tam postawił ją na ziemi, podtrzymał, by nie upadła i przeciągle gwizdnął. Na ten odgłos zza krzewów wybiegł piękny, smoliście czarny drastang. Widząc go, Layenne spróbowała się cofnąć. Aż jęknęła z bólu, gdy całym ciężarem stanęła na chorej nodze, lecz mimo to zrobiła następny krok.

      Geir nie czekał, aż noga odmówi jej posłuszeństwa i dziewczyna zwali się na piasek. Złapał ją i nie zważając na okładające go pieści, poniósł w stronę wierzchowca.

      – Nie bój się, to Clyd. Jest dobrze ułożony, zionie ogniem tylko na rozkaz.

      Bez większego wysiłku podsadził dziewczynę na grzbiecie dranstanga i, usiadłszy za nią, chwycił bujną grzywę zwierzęcia, a potem leciutko pociągnął. Na ten sygnał Clyd zatrzepotał skrzydłami, wzbijając się w powietrze.

      W domu panował przyjemny chłód. Hodowca poniósł swą zdobycz do kuchni, gdzie spodziewał się zastać matkę. Nie omylił się. Niemłoda już, lecz ciągle piękna kobieta podśpiewywała jakąś melodię, mieszając z zapałem w rondlu. Na odgłos ich kroków odwróciła się gwałtownie.

      – Geir! Co tu robisz o tej porze? – Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia na widok dziewczyny w jego ramionach. – Kto to jest? Kupiłeś ją?

      – Znalazłem! To Layenne z rodu Dargi, sadowników z Południa. Jak myślisz, znajdą ją w ciągu trzech dni?

      Uśmiechnął się z satysfakcją. Matka nieraz dziwiła się, dlaczego jeszcze nie postarał się o nową kobietę, a on robił uniki, tłumacząc się brakiem czasu. Tymczasem prawda wyglądała zupełnie inaczej. Nie chciał zwykłej niewolnicy, chciał towarzyszki, takiej, jaką matka była dla ojca.

      Rand Indale kupił Naynę od jej brata, wprowadził do swojego domu i nigdy już nie zapragnął innej kobiety. Nie bił jej i nie poniżał, zawsze traktował z szacunkiem, liczył się też z jej zdaniem. Wpoił synowi te zasady, a gdy Geir wyrósł z wieku chłopięcego, w krótkich słowach wyłożył mu swą życiową filozofię.

      – Ulżyć możesz sobie z byle kim, wystarczy ci parę goldenów w kieszeni. W każdej świątyni znajdziesz kobiety, których zadaniem jest umilać mężczyznom życie. Niewiasta w domu to co innego. Jeśli trafisz na taką jak Nayna, nie będziesz już potrzebował szukać innych podniet. Nie wszystko, co mówią kapłani, polega na prawdzie. My, hodowcy, wiemy więcej aniżeli inni ludzie, bo mamy dostęp do starych ksiąg i potrafimy je przeczytać.

      Z opowieści ojca dowiedział się, że kiedy pierwsi ludzie pojawili się w Gaskarze, kobiety miały takie same prawa jak mężczyźni i dopiero później stopniowo im je odbierano. Ostatecznym ciosem stało się przyjście na świat pierwszego dziecka niezrodzonego z łona matki. Kobiety przestały być niezbędne do przedłużenia rodu.

      – Gdyby nie przyjemność, jaką daje mężczyźnie intymne obcowanie z kobietą, kapłani pewnie dawno już by je wyeliminowali – stwierdził Rand. – Tylko dlatego nadal istnieją. Nie bez znaczenia jest też niemożność wyhodowania żeńskiej istoty z męskich tkanek. A może świątobliwi mężowie nie chcą tego robić? Bo wówczas ojcowie bardziej troszczyliby się o córki, wiedząc, że są one częścią nich samych.

      – Ty troszczyłeś się o moją siostrę, chociaż nie była częścią ciebie!

      Rand uśmiechnął się do chłopaka będącego jego młodszą kopią, potem posmutniał na wspomnienie wesoło szczebioczącej dziewczynki, wyglądającej jak mała Nayna. Kochał to dziecko, a jednak nie potrafił ustrzec przed niebezpieczeństwem. Córeczka wymknęła się z domu i weszła do zagrody z rocznymi drastangami. Źrebaki spłoszyły się, nie miała bowiem w sobie krwi Indale. Stratowały ją, usiłując uciec przed nieznanym.

      – Poczekaj na właściwą kobietę, synu. Ulga dla lędźwi to nie wszystko, co liczy się w życiu mężczyzny. Do tego wystarczą świątynne panny, a z dobrą kobietą będziesz mieć i to, i dużo więcej.

      Kilka lat później Rand umarł. Choroba przyszła nagle, bez ostrzeżenia, w jednej chwili zmieniając pełnego energii, silnego mężczyznę w bezwładną, spoglądającą bezmyślnie kukłę. Kapłani byli bezradni, nawet oni nie znali remedium na tę chorobę. Następnego ataku nie przeżył.

      Gdy rozgorzał pogrzebowy stos Randa, Geir naraził się kapłanom po raz pierwszy. Długo stał wpatrzony w płomienie, ciągle nie mogąc uwierzyć, że ojca już nie ma, że teraz tylko on jest Indale. Wrócił do domu w samą porę, by zapobiec zabraniu Nayny do świątyni. Podbiegł do kapłana i wyszarpnął dłoń kobiety z kościstej ręki starca. Tamten tłumaczył mu, że Nayna jest teraz nieprzydatna, znajdzie więc miejsce wśród sobie podobnych. Dosyć jeszcze młoda i ciągle ładna, będzie mogła zarobić na swe utrzymanie, umilając czas samotnym mężczyznom.

     Geir wpadł w szał. W dosadnych słowach określił, co myśli o kapłanie i jego propozycji, przedstawił też wizję tego, co uczyni z natrętem, jeśli ten natychmiast nie opuści domu Indale. Nie obeszło go ani trochę oburzenie świątobliwego męża. Dla niego Nayna była matką, nie mógłby jej odepchnąć.

      Do drugiego konfliktu ze świątynnymi panami doszło, gdy odmówił jednemu z nich sprzedaży drastanga. Nie pomogły prośby, groźby ani oferowanie niebotycznie wysokiej zapłaty. Hodowca wiedział, że kapłan zamęczył poprzedniego wierzchowca na śmierć i nie zamierzał dostarczać mu kolejnego. Niech sobie tłusty sadysta wytrząsa wielki brzuch na osłach!

      W Gaskarze już od dawna nie było koni. Gdy na planecie wylądował statek z kolonistami, wraz z nimi z pokładu zeszły mustangi. Wybrano je ze względu na wysoką odporność, umiejętność przeżycia w pustynnym niemal klimacie oraz zdolność przystosowania się do trudnych warunków. Z początku wydawało się, że zaaklimatyzowały się w nowym miejscu, z biegiem czasu zauważono jednak, że zaczynają się degenerować. Źrebięta rodziły się coraz mniejsze, słabsze, zwiększyła się też śmiertelność młodych i liczba poronień.

      Na początku nie nie wywołało to większych obaw. Mustangów nie było zbyt wiele, uznano więc, że to wina chowu wsobnego, lecz temu wkrótce można będzie zaradzić – Niedługo przyleci więcej zwierząt. Niestety koloniści daremnie czekali na mające przybyć następne statki, a gdy po jakimś czasie zaczęli słać na Ziemię ponaglenia, nie otrzymali żadnej odpowiedzi.

     Nikt więcej nie wylądował na Gaskarze i koloniści nigdy się nie dowiedzieli, dlaczego porzucono ich na pastwę tego nieznanego, wrogiego świata.

     Po kilku latach ludzie pogodzili się z myślą, że już niedługo mustangi całkiem wyginą, tak jak kiedyś wyginęły tarpany na Ziemi. Nie potrafili temu zapobiec, i nawet nie próbowali, poświęcając energię i umiejętności na ratowanie samych siebie, bo oto odnotowali, że dzieci rodzi się coraz mniej, i są coraz słabsze.

     Przypadek sprawił, że praprzodek Geira, wyprawiwszy się pewnego razu wysoko w góry, napotkał tam ciężko rannego smoka, jak osadnicy nazwali rodowitych mieszkańców Gaskaru z uwagi na ich podobieństwo do bajkowych stworzeń. Ulitowawszy się nad cierpiącym smokiem, wbrew wszelkim prawom przywiózł go do domu i otoczył opieką. Każdą wolną chwilę spędzał w baraku, opatrując jątrzące się rany i nawilżając srebrne łuski cenną oliwą. Mimo tych starań smok nie przeżył, lecz zanim umarł, przekazał swemu dobroczyńcy informację, która zaważyła na dalszych losach Gaskarczyka.

     Do dziś nie było wiadomo, co właściwie wydarzyło się pomiędzy smokiem a człowiekiem, lecz nie ulegało wątpliwości, że musieli dojść do jakiegoś porozumienia, jako że wkrótce potem hodowca stworzył w naprędce urządzonym laboratorium całkiem nowy gatunek zwierzęcia. Gdyby nie skrzydła, można by je wziąć za mustanga pokrytego łuską. Potrafiło też zionąć ogniem, co nie było bez znaczenia w trakcie walki.

     Drastang mógł mieć tylko jednego pana. Po sprzedaży hodowca musiał przedstawić mu nowego właściciela i nakazać poddanie się jego władzy. Dla wierzchowca był to pakt wiążący dożywotnio. Nigdy się nie zdarzyło, by uznał zwierzchność innej osoby, przez co nie można było go odkupić czy ukraść.

     Przyczyną trzeciego spięcia z kapłanami była kobieta. Gdy Geir wszedł w wiek męski, cielesne pragnienia opanowały go do tego stopnia, że zapomniał o naukach ojca. Podczas jednej z częstych wówczas wizyt u świątynnych kobiet jeden z kapłanów zaproponował mu swą siostrę w zamian za drastanga, a on zgodził się bez zastanowienia. Szybko też pożałował pochopnej decyzji. Bordu okazała się złośliwą, podłą jędzą, usiłowała też wszelkimi sposobami pozbyć się Nayny. Jej atutem było piękne ciało, jak również biegłość w miłosnej sztuce, skutkiem czego przez ponad miesiąc opętany pożądaniem hodowca spełniał każdą jej zachciankę.

     Przejrzał na oczy dopiero wówczas, gdy dotkliwie pobiła Naynę. W jednej chwili minęło zauroczenie, wreszcie zrozumiał, jakie jest jej prawdziwe oblicze. Zareagował natychmiast, oddając ją do świątyni. Brat Bordu wpadł w szał, dowiedziawszy się, że kobieta z jego rodu została uznana za nieprzydatną, a gdy odkrył, że nakazano jej uprzyjemnianie życia mężczyznom, poprzysiągł Geirowi zemstę. Pod osłoną ciemności zakradł się na teren hodowcy. Zamierzał go zabić, lecz to on zginął tamtej nocy.

Ten post ma 4 komentarzy

  1. deana

    Rewelacyjnie wykreowany świat:) Czekam na kolejną cześć 🙂

  2. Hanna Greń

    Dziękuję bardzo!
    Zaczęłam to pisać ot, tak, żeby oderwać się od zabijania.
    W tym miejscu przerwałam nie wiedząc, czy warto pisać dalej.
    Może jednak dokończę?

  3. Agu

    Czekamy, czekamy :).
    Przynajmniej ja cały czas czekam. Jestem coraz bardziej zaintrygowana.
    (poprzednio komentowałam jako Riboq – tak w ramach uzupełnienia :D)

  4. Hanna Greń

    Dziękuję, że wpadłaś do mnie.
    Pewnie pojawi się część dalsza, niestety nie wiem kiedy. Jestem w sanatorium i przez to nie władam swoim czasem.
    Pozdrawiam

Leave a Reply